To miał być wypad na ul. Foksal. Przygotowaliśmy się starannie na wszystko. Mieliśmy już gotowy plan jak wbić po siatce ochronnej do środka przez dziurę w drzwiach na balkonie. Wszystko ładnie, pięknie. Ok. 2.00 w nocy zabieram Andrzeja z umówionego punktu i dojeżdżamy do centrum. Na Nowy Świat dochodzimy piechotą. Już za chwilę niektórzy skończą swój dzień, mijamy hordy ludzi powracających z barów.
Gdy jesteśmy na miejscu świecimy latarkami po oknach dla pewności, czy czujniki ruchu przez przypadek się nie załączą. Spokojnie. Zwinnie jak koty wskakujemy na siatkę i przymierzamy się do podboju okna. Gdy ja wdrapywałem się, akurat grupce imprezowiczów zachciało się przechodzić obok nas tak, że połowa mnie była nad siatką a druga pod nią. Ludzie byli jednak na tyle zobojętniali, że nie zauważyli nas. Trwaliśmy w bezruchu do czasu gdy nas minęli. Fajnie pięknie, widzimy balkon. Andrzej pewnym krokiem daje kroka na siatkę słabszej konstrukcji i siatka zaczęła puszczać. W porę się cofną i zdecydowaliśmy jednak darować zwiedzanie. Ale pod warunkiem, że tu wrócimy. Jeszcze tylko tył obczailiśmy i zdecydowaliśmy na powrót. Taka fajna chłodnawa noc nie mogła przejść bez zaliczenia żadnego obiektu. Andrzej dał mi znać o kamienicy Blisko Alei Jerozolimskich. No to idziemy. Wchodzimy na podwórze i widzimy okazały obiekt. Przeskakujemy przez zielone ogrodzenie i jesteśmy. Widzimy przez okna, że niektóre piętra się pozawalały. Część, którą mieliśmy przyjemność explorować była jeszcze jako tako solidna, pomijając liczne dziury w podłogach i możność podziwiania zawalonych pięter od góry. Dostęp no niej był tylko przez okno na piętrze, czyli wysokawo. Na szczęście w pobliżu była lodówka, która posłużyła nam jako podest do wspięcia. Byłem zdziwiony, gdy na forgotten.pl przeczytałem, że tej lodówki użyli też inni eksploratorzy tamtego roku jesienią. Czyżby złomiarze pogardzili takim kawałkiem blachy? Udało się wyjść. Wszystkie mieszkania standardowo jednakowe. Czasem trafił się jakiś fajny przedmiot w pokojach lub na klatce. Muszę też wspomnieć o pokoju w którym naszliśmy na kalendarz z 1995r. i na nalepkę z serduszkiem informującą o "Drugim Finale WOŚP". Na klatce znaleźliśmy kupkę kaset VHS, jedna była nawet z Teletubisiami. Co do samej klatki, to schody były ładnie zdobione. Na klatce również była też skrzynka na listy. Nic nie stanowiło jej zawartości. Strych mało ciekawy, piwnica pełna śmieci a na jej końcu epicentrum gruzów górnych pięter. Przed wyjściem zrobiliśmy sobie małą sesję zdjęciową. Odkryliśmy jakie fajne fotki mogą wychodzić, gdy na fotografowany będzie miał światło z latarki, a nie błysk flesza. Wyjście bezproblemowe.
Fotki Andrzeja:
© 2011 by GPIUTMD