Drodzy państwo, dziś zaprezentuję wam, jak powinien wyglądać obiekt, który można z powodzeniem na stronce forgotten.pl, oznaczyć jako rewelacyjny. W centrum Warszawy, a dokładnie na skrzyżowaniu Al. Ujazdowskich i ulicy pięknej znajduje się kilkupiętrowy budynek, który pełnił funkcję ambasady Serbii.
Nie wiem, dlaczego obiekt z kompletnym wyposażeniem, które w latach 90-tych uchodziłoby za pełnię luksusowego bytu, dziś stoi zamknięte i (pozornie) niedostępne dla osób trzecich.
Przed budynkiem, na płocie wisi tablica upamiętniająca nasz zabytek. Sieć o naszym eksplorowanym budynku mówi niewiele.Skończmy już zanudzać historią obiektu. Przejdźmy do relacji z penetracji budynku. Do jego zwiedzenia przekonała mnie i Andrzeja grupa, która dodała ten obiekt na forgottenie.
Już po kilku dniach, parę osób przed nami zwiedziło ten budynek. Zdjęcia mówiły, że nie ma na co czekać, bo to niemożliwe, by obiekt, w którym można by było zamieszkać od teraz, mógł odwiedzać każdy do woli. Spotykam się z Andrzejem i idziemy pieszo do naszego celu. Kulturalnie otwieramy sobie furtkę na posesję, gdzie stał ten dom i zwracamy uwagę, że ludzie za często tędy nie chadzają. Chodnik był niepozamiatany i przyroda wyścieliła lekkim mchem kilkumetrową betonową ścieżkę do domu. Otwieramy sobie drugą furtkę i obchodzimy dom ogródkiem dookoła i wychodzimy na podwórko, które kosiarka ostatnio widziała nie mniej jak dwa lata temu. Zwracamy uwagę na piękne zdobienia domu, robimy zdjęcie ozdobnej taczce i udajemy się do środka, by nikt nas stąd nie wyprosił. Grupa, która był przed nami ok. tydzień temu, prawdopodobnie pomogła nam wszystkim i postarała się otworzyć okno, by móc wejść do środka, a do tego jeszcze przyciągnęła gałąź, by można było łatwiej wejść. Mnie zeszło się troszkę z wejściem, gdyż byłem w ciasnych ciuchach, a do tego jeszcze w białych. Co za idiota wybiera się na opuszczone w białych ciuchach?
No właśnie, chyba tylko ja. Po eksploracji miałem udać się na pewne spotkanie, a nie wziąłem ciuchów na zmianę. Wchodzimy do środka, a tam przeżywamy szok, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Na ścianach farba nie marszczy się, jak skóra u osoby chorującej na łuszczycę, podłoga błyszczy się jakby była przed chwilą pastowana. Czy my przez przypadek nie weszliśmy do kogoś, kto zrobił sobie tygodniową przerwę na urlop? Przechodzimy do pokoju obok, a tam stoi fortepian, co najciekawsze, jeszcze da się na nim grać.
W pokoju tym mamy widok na ulicę, nawet z ulicy nas widać, ale nie przykuwamy szczególnej uwagi nikogo. Przechodząc do kolejnego pokoju zwracamy uwagę na wybrzuszony parkiet, który pod wpływem wilgoci spęczniał i stworzył przepiękny wzorek. Figura, którą utworzyła, hmm… nie dzika przyroda, tylko prawa fizyki rządzące się same, podczas nieobecności właściciela.
To dziwne, że w jednym pokoju podłoga od wilgoci się zepsuła, a w innych pomieszczeniach nie widać było zacieków, grzyba na ścianach, ani nawet pajęczyn. Przechodzimy teraz na pięterko. Schody lakierowane, a na nich ktoś na nasze przybycie rozłożył dywan. Temu akurat przydałoby się lekkie odkurzenie.
Na piętrze również w pokojach ład i porządek. Wchodzimy obejrzeć łazienkę. Kibelek w niej czysty, bez problemu można jeszcze z niego skorzystać, ale nie wiem, czy dałoby radę jakoś to spuścić w ścieki. Pod prysznicem z płytek ceramicznych, jeszcze w dozownikach resztki szamponu i mydła w płynie.
W przeciętnym pustostanie wandale dawno potłukliby wszystkie płytki. W pokojach na pięterku kilka telewizorów, do nich kilka dekoderów do oglądania telewizji cyfrowej, jeszcze więcej pilotów, sam nie wiem od czego.
W ostatnim pokoju na piętrze oznaki egzystencji jakiegoś bezdomnego, fotel wygnieciony, popiół w popielniczce. Dobrze, że niedźwiedź na łowach. Schodzimy na parter i zwiedzamy kuchnię. Otwieramy pierwszą z brzegu szafkę, a w niej szkło ułożone jeszcze przez ich prawowitych właścicieli.
To rzadkość dotykać rzeczy w takim stanie, w jakim pozostawił ją jeszcze właściciel. Pozostaje jeszcze piwnica. Do niej drzwi są zastawione koszem na śmieci. Odsuwamy bobra i schodzimy na dół. Na poziomie 0 - spiżarnia i pralnia. Widok w pomieszczeniu, w którym suszyły się ubrania, rodem z horroru.
Wychodzimy na dwór. Krzątamy się jeszcze chwilkę po ogrodzie i rozchodzimy się. Z najnowszych informacji wiadomo, że okno do obiektu zostało zabite. Ci, którzy gościli w środku, zapewne w całym swoim życiu, nie widzieli bardziej zadbanego pustostanu.
© 2011 by GPIUTMD