Czy o takie Zakłady pracy walczyła Solidarność? Czy takiej wolnej Polski chcieli nasi ojcowie po 89-tym?
Pozdrowienia dla portalu Pionki 24
Nie wiem, jak zacząć opisywać przygodę, którą przeżyłem razem z D.P.U.E.T. Naszym celem było zwiedzenie miejsca Pronit.
Nie zwiedziliśmy go, ale ,,liznęliśmy’’ część 10-cio hektarowego terenu, na którym drobne opuszczone obiekty były przez nas zbierane jak grzyby po deszczu. A to dopiero początek naszej wyprawy do miejscowości, które zowią się Pionki. Zabrałem tam też poznanego na Facebooku kolegę Kubę, który stawiał swe pierwsze kroki w UE . Autem przemierzyliśmy trasę napotykając w miejscowości Zajezierze dziwne budynki, ogrodzone siatką z napisem SPRZEDAM. Stop, spóźnimy się trochę, ale zbadamy obiekt. Przeskakujemy przez bramę i zaglądamy do pierwszych garaży. Trochę śmieci i części po samochodach. Przechodzimy obok studzienki kanalizacyjnej, otwartej oczywiście, do zamkniętego pomieszczenia. W środku dużo beczek. Można wejść do środka, ale zimno, mokro, a ja ze szlacheckiego rodu, jeszcze się pobrudzę. Deser jak zawsze na koniec. Wchodzimy oknem. Znajdujemy się w pustym pokoju i przechodzimy na korytarz. Zaglądamy do sąsiedniego pokoju, gdzie część wyposażenia znajdujemy w nagannym stanie. Na półkach znajdujemy trochę dokumentacji, pieczątki firmowe i etykiety na słoiki z ogórkami. Niewielka ich część w języku ojczystym, większość po rosyjsku. Wychodzimy i idziemy w stronę holu, w prawą stronę wychodząc z pokoju. Pusto, ale na ścianie wisi dumnie godło państwowe. Robimy zoom i wszystko jasne. Biały orzeł ma domalowaną koronę farbami plakatowymi. Idziemy z Kubą dalej i naszym oczom ukazuje się wejście do budynku, którym bez problemu mogliśmy dostać się do środka. W grze Hitman do budynku można przecież do budynku wejść trzema różnymi sposobami, ale życie realne jest o wiele trudniejsze i do tego budynku prowadziły tylko dwie ścieżki.
Wracamy korytarzem na sam początek. Schodzimy stopień niżej do ciemnego, zimnego, wilgotnego pomieszczenia. Kap… kap… kap… uderzają krople o metalowe nakrętki słoików z ogórkami. Słoiki te ustawione kolejno, jedne na drugich w drewnianych klatkach, w takich, jak na co dzień sprzedaję warzywa. W obiektach na ścianach wiszą propagandowo - ostrzegawcze tabliczki. Mamy półgodzinne opóźnienie, ale za to zagospodarowane w inny, świetny sposób. Wracamy w deszcz do samochodu. Chcę go otwierać, ale co jest? Gdzie są moje kluczyki? Zgubiłem je kiszarni, ale na szczęście znalazłem.
Pozdrowienia dla portalu Pionki 24
Pędzimy do Pionek. Spotykamy się w ustalonym miejscu i wyruszamy w stronę naszego celu. Idziemy ulicą Przemysłową i napotykamy bramę. Dostaliśmy instrukcję od poprzednich turystów, że aby przez nią przejść trzeba zamknąć oczy i wypowiedzieć zaklęcie. Podziałało nim zdążyłem otworzyć powieki. Byliśmy już po drugiej stronie bramy. Po naszej lewej stronie znajdowała się kotłownia.
Czynna, bo przed nią stał samochód, a z jej komina snuły się gęste kłęby czarnego dymu. Po prawej stronie rewelacyjny zabytkowy obiekt z rzymską datą. Już chcieliśmy wchodzić do środka, pomimo, że był doskonale zabezpieczony, znalazło się dość trudne przejście. Zrezygnowaliśmy jednak ze względu na działający alarm.
Ruszyliśmy więc do przodu, prosto przed siebie drogą asfaltową. Od czasy do czasu napawaliśmy się tylko socjalistycznymi tabliczkami, nakazującymi zachować odpowiednie bezpieczeństwo podczas pracy. W niedużych odstępach czasowo-przestrzennych spotykaliśmy podejrzanie puste budynki, zardzewiałe bramy, zarastające drogi. Idąc wcześniej wspomnianą dróżką, napotykaliśmy co jakiś czas pasmo przecinające asfalt. Co jakiś czas spotykaliśmy również krzyże św. Andrzeja. A to oznacza, że musiały tu gdzieś przechodzić tory. Ustaliliśmy, że w minionej epoce musiała tędy kursować kolejka podwożąca robotników do pracy.
Chłopaki z D.P.U.E.T wygrzebali również jakąś pracę na temat explorowanych przez nas terenów. Wstyd mi się przyznać, że piszę ten tekst bez zapoznania się z jej treścią. Jednak przed publikacją tego materiału skoryguję swój artykuł po zapoznaniu się z literaturą. Tramwaj nie nadjechał, a czekaliśmy na przystanku bardzo długo. Ruszyliśmy dalej.
Nie więcej jak 100 metrów dalej, pośród drzew spostrzegliśmy napis.
1000
Byliśmy Jesteśmy Będziemy
Nie wiedzieliśmy, co oznaczał ten napis. Gdy pokazałem zdjęcia koledze, rozszyfrował znaczenie sentencji. Prawdopodobnie na tysiąclecie Polski w 1969, postanowiono uczcić tę tysięczną rocznicę. W calej Polsce z tej okazji wybudowano 1000 szkół. Wielce prawdopodobne, że ten budynek mógł być pamiątką z tamtych czasów. Pamiątką, którą zdeptało dzisiejsze pokolenie władzy i gospodarki kapitalistycznej. Wchodzimy od tyłu budynku. Mijamy pustą kanciapę elektryka. W kolejnym pomieszczeniu na parapecie stały sobie trzy butelki po napojach, sokach, jakie przeszło mi w dalekiej przeszłości kosztować. Frugo – przedstawiać nie trzeba.W minionym roku 2011, dokładnie pod sam jego koniec, zostało ono wskrzeszone i legenda lat 90-tych wróciła na pułki sklepowe w XXIw. Sok malinowy z rysunkiem pandy, rozrobiony z wodą, sprawdzał się idealnie w letnie upały. Coli przedstawiać nie trzeba.
Nie spodziewaliśmy się, że w głównym holu tego pomieszczenia napotkamy na mównicę i scenografię uroczystościową.
W głębinach zakamarków budynków, koledzy znaleźli też biało czerwone flagi. Flagi użyte przez nas do zdjęć, zostały w taki sam sposób zwinięte i odłożone w miejsce pierwotne.
D.P.U.E.T. znalazło również zaginioną arkę przymierza. Na parterze jeszcze zwiedziliśmy łaźnie z prysznicami i komórkę z maskami gazowymi, tak na wypadek wojny z Ameryką. Co najciekawsze, maski były jeszcze oryginalnie zafoliowane, nie miały odkrywanych filtrów i dołączona była do nich rzetelna instrukcja. Na parterze zajrzeliśmy jeszcze do pokoju pielęgniarki i portierni, szatni w której na ścianie wisiały maleńkie szafeczki, służące obecnie ptactwu za idealne miejsce na budowanie gniazd i wychowania swego ptasiego potomstwa. Schodami weszliśmy na górę i tam odkryliśmy świetlicę. Na piętrze była również łaźnia. Wyszliśmy teraz wejściem prawidłowym, a nad n nami wisiała kolorowa tablica z szyldem: „Dom Socjalny wydziału PZ”. To już wiemy, co explorowaliśmy. Wróciliśmy jeszcze by zwiedzić piwnice budynku i wyjść z powrotem drzwiami pod napisem „1000…”.
Idziemy dalej, pada, brakuje nam orientacji, gdzie do głównego obiektu „Pronit”. Nie przejmujemy się tym. Zatrzymujemy się przy OTWARTEJ bramie z napisem ZAKŁAD.PL.
Mijamy po części opuszczone magazyny. Do jednego ceglanego pomieszczenia dało się wejść. W środku znajdujemy beczułki z dziwną zawartością. Obchodzimy budynek i znajdujemy klatkę po kurczętach, a za okrem… wolę nie opisywać. Znaleźliśmy też w małej dudce nieznane nam urządzenie i skrzyneczkę po amunicji. Napisy na drewnianej skrzynce nie były polskiego pochodzenia. To była cyrylica.
Wiedzieliśmy, że musimy się stąd ulatniać. Ja mogłem chodzić bez obaw, bo na głowie miałem uszankę, ale moi koledzy? Bałem się trochę o nich. Dochodzimy do dużej strzelistej czerwono-ceglanej budowli z kominem. Daje się tutaj tylko wejść na górę. Na pięterku znajdujemy dwa leje, podobne do takich, jakie widziałem w Płocku. Schodzimy i wracamy w stronę wyjścia. Grając zawsze w Fallouta wybierałem sobie dodatkową percepcję, by dostrzegać rzeczy, których inni nie widzą. Wykukałem jeden niepozorny budyneczek. Niepozorny, bo nie wyglądał wcale na zaawansowane laboratorium. W środku masa szkła laboratoryjnego, szafki,
dokumentacja, garderoba, łóżko do eksperymentów na ludziach….
Skończę może na tym, bo jeszcze zombi ORMO i UB mnie będą ścigać. Nagle zawyła syrena, w oddali słychać było szczekanie psów, słychać było strzały, okrzyki: „dawaj! dawaj!”, „ubijat”,”ni chuj ja sjebja”. Sprintem dobiegliśmy do ZAMKNIĘTEJ bramy z napisem ZAKŁAD.PL.
Kolejny odcinek pokonujemy kolejką widmo, bo zastaliśmy kolejny przystanek i krzyż św. Andrzeja. Tym razem kolejka podwozi nas pod magazyny z czerwonej cegły. Penetrujemy magazyn pierwszy. Nic godnego uwagi. Magazyn nr 02 przed wejściem przypomina nam o szanowaniu mienia państwowego.
Szanujemy je. Oddajemy cześć i pokłony setkom gaśnic, kocom gaśniczym i kartonowi wypełnionemu tabliczkami dawniej PO dzisiaj PP. (Przeciw ogniowemu, przeciw pożarowemu). LEVEL 03 pozwolił nam zrobić zapasy na tegorocznego sylwestra. W pomieszczeniu nie brakowało skrzyń z amunicją i materiałami wybuchowymi. Dziwne, że wszystko spokojnie zarasta mchem w lesie.
Mamy problem, bo baterie w smatfonach siadają (przynajmniej w moim), nie zwiedziliśmy centralnego obiektu. Jesteśmy prawdopodobnie daleko od bramy głównej. Jednak resztkami baterii namierzam naszą pozycję na GiePeeSie. Wiemy, gdzie znajduje się wyjście i gdzie iść, ale gdzie jest główny obiekt?
Idziemy dalej. Napotykamy żółty bok, opuszczony i blokowisko, odgrodzone od nas siatką. Jesteśmy w jakimś obozie, czy co? Później nawet spotkamy budkę SS. Zwiedzamy z rozkoszą podwórko z żółtym trzypiętrowym blokiem. Na pierwszy ogień bierzemy mały budyneczek. Wielce prawdopodobne, że tu też było jakieś laboratorium. W dużym pomieszczeniu niewiele rzeczy pozostało, w holu witają nas gazetki ścienne, a z nich uśmiechają się do nas gwiazdy ekranów z lat 90-tych. Szalona Maryla Rodowicz, pan Zygmunt Hajzer, prezenter show, „Idź na całość”. Obecnie specjalista od wszelkich brudnych robót w reklamach proszków do prania. W salce laboratoryjnej otwieramy szafkę z proszkami. Wszystko po terminie. Nawet kalendarz zwiastował nam datę zamknięcia zakładu, rok 1995 przepięknym czerwonym logiem ,,Solidarności’’. Gdyby ten ktoś wiedział, że zakład się rozleci, przed powieszeniem tego kalendarza na ścianie, wysmarowałby kałem logo ,,Solidarności’’za to, co zrobiła dla ludzi pracy (kom. kolegi). W „trzypiętrowym wieżowcu” nie znaleźliśmy nic ciekawego. Co jakiś czas na scianie dostrzec można było poprzyklejane obrazy. Znaleźliśmy też wejście na dach. I naszym oczom ukazał się las… Komentarz D.P.U.E.T. Na dole jeszcze ciągnął się korytarz z pokojami. Wszystko puste.
Wróciliśmy do miejsca wyjścia. Chcieliśmy natrafić na właściwy Poronit kierując się strzałkami. Minęliśmy tylko budkę gestapo i ponownie usłyszeliśmy szczekanie psów i słowa „Halat!!! Halt!!!”. Czyżby ktoś tym Ruskom i Niemcom nie powiedział, że wojna dawno temu się skończyła? Uciekając, na szybko zwiedziliśmy jakąś ruderę. Z Proniten na dziś daliśmy sobie spokój. Na pociechę zwiedziliśmy sobie jeszcze wieżę ciśnień, udało się wejść na przedostatnie piętro i jakieś ruiny domku centralnego. Stajemy ponownie przed zamkniętą bramą zamykamy oczy, otwieramy je i znajdujemy się już poza bramą. Idziemy do swych samochodów.
Jakie zagadki jeszcze przed nami skrywają tereny byłej fabryki amunicji. Czy uda się nam dotrzeć do głównego obiektu? Czy Rosjanie i Niemcy dowiedzą się, że wojna skończyła się dawno temu? Tego dowiecie się w następnym odcinku...
Dziękuję Grupie Doube Penetration Ubran Exploration Team, za zaproszenie na wspólną eksplorację.
Podczas zwiedzania chciałem przeprowadzić pewien mały test. Zamiast aparatu cyfrowego wziąłem ze sobą dwa radzieckie aparaty, na kliszę. Towarzyszły mi Smiena Symbol i Fied 5c. Z 72 potencjalnych klatek, wyszło mi 45 zdjęć, z czego ostrych 7. W ten sposób chciałbym oddać szacunek zawodowym fotografom, którzy zajmowali się fotografią, gdy o cyfrówkach nie śniło się nawet japońskim naukowcom. Już wiem, że fotografia nie była (i nie jest prostym) kawałkiem chleba. Aparaty, które myślą za osoby robiące zdjęcia, wyparły wiedzę o przysłonach, naświetleniach z resztą komu to potrzebne, skoro istnieje AUTO? Dobrze, że istnieje AUTO, bo sam z niego bardzo często korzystam, gdy nie wiem, jak podejść do zdjęcia, ale szacunek do opcji manualnych zachowań, a nie do photoshopów, choć one też są pewną dziedziną kultury, ale to już inna historia. Sam jestem zdania, że aparat cyfrowy powinna mieć w domu każda rodzina. Aparat użytkowany z umiarem nie szkodzi nawet w dużych ilościach. To samo dotyczy photoshopa. W przeciwnym wypadku pozostaje tylko wiocha.pl
Fotki Kuby:
Cała galeria Kuby (dodano 28.01.2012):
© 2011 by GPIUTMD