Nie trzeba tłumaczyć chyba nikomu, czym jest forgotten. Jesteś Eksploratorem, zwiedzasz opuszczone budynki? Nie wiesz co to forgotten??? W takim razie witamy na ziemi. Grupa K.G.B i ja, niedzielny, lutowy dzień, wyruszyła na podbój nowych, nieznanych lokacji. Starannie wyznaczona trasa przez Młodego zaczynała się już w Warszawie, ale pominę miejsca, do których nie udało się wejść. Wspomnę, że zajechaliśmy na ulicę Wronią, żeby zobaczyć, czy dostęp do znajdującej się tam kamienicy jest swobodny.
Zastaliśmy tam jedynie bramę zamkniętą na łańcuch, skuty kłódą. Niedługo potem, Młody wybrał się tam wraz z inną ekipą. Wtedy wejście do kamienicy było już możliwe przez bramę.
Pierwszym obiektem, który spenetrowaliśmy był Fort Szczęśliwice. Martwiliśmy się, czy go znajdziemy, ale wbrew pozorom naszliśmy na niego bez problemu. Podjechaliśmy autem bezpośrednio pod bramę terenu, na którym znajdował się fort. Z jednej strony szkoda, że obiekty historyczne w Warszawie są w tak opłakanym stanie i ich otoczenie tylko odstrasza przygodnych turystów, ale dzięki temu mamy co eksplorować. Płot, który otaczał forty, był bardziej dziurawy niż ser szwajcarski. Rosnące na dziko drzewa, bez pielęgnacji ogrodniczej nie zapraszają tu latem rodzin z dziećmi. Natomiast specjalnych zaproszeń osobom postronnym wysyłać tu nie trzeba, bo bezdomni i smakosze kwasów, czują się tu jak u siebie w domu. Krocząc ścieżką po śniegu, na którym wydeptane były śladu osób chadzających tędy na skróty, doszliśmy do dwóch fortów z czerwonej cegły. Jedne ze śladów prowadzą do środka fortu. To znak, że jakiś dziki explorator od ostatnich opadów śniegów odwiedzał ten obiekt przed nami. Nie tylko gatunek ludzki gościł w środku. Ślady zwierząt też tam prowadziły. Wchodzimy przez otwarte na oścież drewniane drzwi i pierwsze, co rzuca się w oczy, to śmieci. To one zawsze obniżają walory atrakcyjności miejsca. Inaczej ze śmieciami jest wtedy, gdy to one są częścią historii. Mieliśmy przed sobą relikty po dawnych sieciach telefonii komórkowej, a dokładniej po sieci Idea i Era. Co prawda Era połączyła się z T-mobile dość niedawno, ale ujrzenie ulotki reklamowej sieci Idea wywołało miły uśmiech na ustach. Fort po lewej stronie był podzielony na kilka podobnych pomieszczeń, do których trzeba było wchodzić osobno. Sufity były półokrągłe, czasami trafił się też dłuższy tunel lub jakieś mniejsze pomieszczenia. Wracając do wcześniej wspomnianych przeze mnie śmieci, czasem pośród nich, można znaleźć dokumentację, dzięki której da się określić datę opuszczenia budynku lub w ogóle określić jakieś informacje dotyczące budynku. Młody zrobił zdjęcie arkuszowi „Spisu Natury”. Dowiadujemy się z niego, że w 2002 roku Fort Szczęśliwice był wyposażony w takie przedmioty jak: stoły ślusarskie, imadła i wiertarki. Gzie się to wszystko podziało? Albo zmieniło właściciela, albo przeszło przemianę i obróciło się w tutejszy śmietnik. Drugi fort po prawej stronie od dróżki był bardzo podobny. Miał tylko jeden plus w stosunku do pierwszego. Posiadał on możliwość przejścia całego fortu wzdłuż, nie wychodząc z niego. Ten posiadał również więcej grafitii, ale w nim znaleźliśmy notatki z 88 r. Więc warto szukać i jeszcze raz szukać.
Kolejnym targetsem były hale Ursusa. Znalezione bez problemu. Prawda jest taka, że większość hal została wyburzona, ale ta, którą odwiedziliśmy, pomimo swojej pustości, wprawiała w pozytywne osłupienie. Szczelnie pozamykane, nieogrodzone, dlatego wystarczy lepiej się rozejrzeć i wejść swobodnie drzwiami. Przechodzimy wąskim korytarzykiem i wchodzimy w ogromnej przestrzeni hali. Betonowo-stalowe ściany podtrzymywały blaszany dach. Zero śladów po maszynach, nawet propagandowo ostrzegawcze tabliczki BHP pozostawały jedynie w miejscach, gdzie ludzka ręka w sposób naturalny nie miała dostępu. Będąc w środku zwróciliśmy też większą uwagę na wielką belkę, pogiętą tak, że wyglądała jakby ją ktoś wziął i powykrzywiał, ale jeden człowiek własnymi rękoma nie byłby w stanie tego uczynić. Nawet stu ludzi miałoby z tym problem. Czyżby to coś urwało się z nad naszych głów, mocno uderzając w ziemię i wykorzystując siłę grawitacji wykrzywiło kawał twardego żelaza? Znaleźliśmy dwa zejścia do piwnic. W pierwszym z nich nie było nic szczególnego. W drugim napotkaliśmy stos puszek po piwie, butelki po czystej, świeczki zapachowe i prowizoryczne ławki. Miejsce na imprezę bardzo wyszukane i oryginalne. Szczerze polecam. Na poziomie wyżej niż ziemia znajdowały się luksfery. Skierowaliśmy nasze głowy ku górze, bo na ziemi znaleźliśmy urwaną lampę. Było ich kilkadziesiąt sztuk na górze. Chodząc po hali znaleźliśmy kilka zakamarków i parę klatek schodowych. Nic większego nie udało nam się spotkać, jednak miejsce przez nas zwiedzone było bardzo urokliwe, dlatego postanowiłem mu przyznać ocenę wyżej niż planowałem. Części od TICO, które leżały w hali, nie przyczyniły się do zawyżeni oceny.
Jedziemy dalej. Miejsce fatalne. Kawałem niedokończonej budowy z klatką schodową. Piętra puste, atrakcyjność poniżej znikomej. Tylko nas przewiało na ostatnim piętrze. Ech… szkoda gadać…
Przejechaliśmy teraz do miejscowości Piastów. Mieliśmy problem ze znalezieniem opuszczonego klubu grota. Okoliczny człek wskazał nam do niego drogę. Dwupiętrowy budynek z szczelnie pozamykanymi drzwiami i oknami. Przed budynkiem stał krzyż z tabliczką informującą, kto tu niegdyś umarł. Młody mężczyzna w 2004 r. wedle informacji znalezionych w sieci, został tu zbity. Niedługo potem zamknięto klub. Wspomniałem już o okratowanych oknach i solidnych drzwiach. Jak wejść? - „A weź szarpnij za klamkę” – usłyszałem sugestię od kompanów. Drzwi bez trudu się otworzyły. Można? Wchodzimy w półmrok klubu, mijając na ścianie plakat występu zespołu Sumptuastic datowany na 22.05.04 r. Czyżby publice nie spodobał się występ zespołu i dyskoteka popadła w ruinę? Idziemy dalej, przed nami już większa ciemnia. Blask latarki pozwala dostrzec ściany i kolumny stalowane na leśną grotę. Jesteśmy w centrum lokalu na parterze, przed nami scena, po naszej prawej stronie bar. Przechodzimy na zaplecze personelu. Krocząc powoli uderzam o propagandową tabliczkę ministra zdrowia odnośnie ustawy wychowywania w trzeźwości. Tabliczka mało zabytkowa, identyczne można zobaczyć w dzisiejszych barach. Zaplecze przetrwało czas spoczynku wzorowo. Większe elementy wyposażenia zniknęły, ale szafki na garderobę stały otwarte, kalendarze na ścianach przypominały, że tu nadal jest rok 1994. Czyżby czasoprzestrzeń zakrzywiała się w klubie grota? Na naszych telefonicznych kalendarzach 2012, przed klubem 2004, a na zapleczu 1994? Wolałbym nie schodzić do piwnicy. Bo jeszcze bym się cofnął do czasów zimnej wojny. Korzystając z przejścia na zapleczu wchodzimy na scenę, ale nie znajdujemy na niej nic ciekawego. Korzystamy z zaokrąglonej klatki schodowej, na zapleczu przedostajemy się na piętro. Co ciekawego znajdujemy poziom wyżej?
Balkon z widokiem na główną salę, ale uwaga „czytaci” eksploratorzy. Balkon jest wykonany z desek, które trzeszczą, radzę uważać na niego odwiedzając to miejsce. Być może ta wiadomość nieświadomie uratuje niejedno ludzkie istnienie.
Piętro posiadało też kilka pokoi hotelowych. Ogólnie stały one puste, ale w jednym z nich była przepiękna, a zarazem pachnąca boazeria. Jeśli kochasz zapach świeżego drzewa, twoim obowiązkiem jest zawitać w tym niedokończonym pokoju. Gdy się przejdzie do końca tym korytarzem i skręci w prawo, znaleźć tam można drugą klatkę schodową by wejść na piętro lub iść jeszcze dalej penetrując pokoje. Warto je spenetrować i znaleźć sejf. Owa kasa pancerna jest na tyle ciężka, że w momencie kiedy czytasz ten tekst, ona sobie stoi spokojnie zamknięta, aczkolwiek nawet nie przechylona. W pokoju z kasą naliczyłem ze cztery fotokomórki, ale spokojnie. Niedziałające. Dochodząc do końca napotykamy największy pokój na poziomie. To prawdopodobnie była kuchnia. W niej znaleźliśmy kartkę pocztową z pozdrowieniami dla działu księgowego. A ja chcę w tym miejscu pozdrowić Krystynę z gazowni. Piętro wyżej wchodzimy schodami opisywanymi przeze mnie wcześniej. Tu w jednym z pokoi napotykamy na „Monitor Polski” z 1985 r. Na ,,Monitor’’ natknęliśmy się również eksplorując „PRONIT” w Pionkach. Po rozmowie z pewnym byłym ormowcem dowiedziałem się, że ta kniga ukazywała się raz na rok i zawierała spis norm ówczesnego systemu odnoście przepisów wszelkiego rodzaju. Przeglądana przeze mnie strona dotyczyła nadawania odznaczeń "ZASŁUŻONY TRENER" . Na tym poziomie znajdowała się też placówka bankowa PKO. W niej tylko stos dokumentów i tabliczek ostrzegawczych. Jeszcze inną z klatek zeszliśmy na sam dół i znaleźliśmy klatę z butelkami po napojach i rozwalony telewizor. Wróciliśmy na salę główną podziwiając jeszcze raz obiekt jednomyślnie naradzając się na ocenę rewelacyjną i skierowaliśmy się ku wyjściu. Zahaczyliśmy jeszcze o pomieszczenie technika ze znaczną ilością złomu elektronicznego i udaliśmy się ku wyjściu.
W miejscowości xxx mieliśmy zahaczyć o budynek mieszkalny. Budynek nie za duży, nie za mały, ale jego stan pozostawiał wiele do życzenia. Dało radę go zwiedzić, nawet pomimo brakujących schodów na piętro. Ale zapach… i odchody ludzkie w gęstości jednej sztuki na pół metra kwadratowego wzięły górę nad nami i z honorem odpuściliśmy sobie zwiedzanie.
Pora było opuścić zachodnie okolice Warszawy i udać się bliżej Centrum Warszawy. Nie tak daleko od Galerii Mokotów znajduje się mały schron. Niby obiekt mało szczególny, ale urokliwy. Tym bardziej, że stan jego zaskakująco dobry. W środku stolik, krzesła, pochłaniacze powietrza, łazienka, dziwna aparatura, szkoda, że trzeba się w nim cały czas schylać, ale miejsce super. Wychodzimy z niego tą samą drogą, którą weszliśmy, czyli czymś w rodzaju szybu wentylacyjnego.
Popędziliśmy też do Fortów bardzo podobnych do tych w Szczęśliwcach, ale były one zamknięte. Dalszym naszym obiektem w zdobyciu była "Dawna Masarnia". Wchodzimy przez dziurę w ścianie, w której ktoś wykuł pustaka. Miejsce fatalne, już przekraczając próg pierwszych spotkanych drzwi czuć nieprzyjemny zapach. Idąc dalej w prawie każdym pomieszczeniu daje się zauważyć i czuć działalność bezdomnych. Ciuchy wymieszane z klockami nie Lego. Książki na parapetach. Resztki jedzenia. Być może drugie skrzydło budynku okaże się ciekawsze. E tam… Może trochę czyściej i więcej grafit, ale idziemy dalej. Nagle dostrzegłem przemieszczający się cień postaci. Zignorowałem to, uznając że mi się tylko wydaje. Młody jednak powiedział „Dzień Dobry” do faceta, który też eksplorował budynek. Zagadaliśmy do gościa, czy mieszka tu. Facet jednak nie był obywatelem tej posiadłości. Przyszedł tu, by odwiedzić swojego kolegę. Kolegi jednak w tej ruderze nie było. Zajrzeliśmy do pokoju kolegi, legowisko było, nawet jego kolega miał nawleczone złomu w pomieszczeniu. Zapytaliśmy, czy w budynku jest coś ciekawego do zwiedzenia, a facet nam odpowiedział, że tak. Zaciekawieni czekaliśmy w osłupieniu na odpowiedź, a facet po kilkusekundowym lagu odparł: „Tam na dole… w piwnicy…”. Co w piwnicy? – zapytaliśmy. - „Dwa…”
Pytanie do was internauci: Co było w piwnicy? :
a) narzędzia rzeźników
b) zdechłe szczury
c) katakumby
d) spania
Do wygrania miedziany drucik wyniesiony z tego obiektu, z możliwością sprzedania go na złom.
Teraz już bez żartów. Pełna wypowiedź faceta brzmiała: „Tam na dole… w piwnicy… są dwa… spania”. „Jakie spania?” „Spania moich kolegów.” Jakoś nas spania kolegów za bardzo nie interesowały. Macie o to fragment filmu na dowód, że krzątają się tam menele.
Zwiedziliśmy piętro doszczętnie zrujnowane i wdaliśmy się w dogłębniejszą konwersację z lokalnym. Ciekawiło nas jeszcze jak on tu wlazł, czy tą samą dziurą co my, w końcu lata tężyzny i zwinności fizycznej ów kawaler utracił jakieś dwadzieścia lat temu, więc dziwne, gdyby udało mu się wgramolić przez taki mały otwór jak nam. Facet powiedział, że aby tu wejść musiał wspiąć się pod stromą górkę i przeskoczyć siatkę ogrodzeniową. Sprytne i ciekawe, może ta informacja posłuży jakiemuś Urbanowi w przedostaniu się do środka. Pozostało nam jeszcze zwiedzić jedną część budynku, gdzie była na ścianie glazura, ale usłyszeliśmy odgłos stukania w blachę. Na początku myśleliśmy, że to wiatr, ale odgłos się powtórzył i usłyszeliśmy ludzkie głosy. Najwyraźniej koledzy pana, którego spotkaliśmy w budynku wracali z łowów. I postanowiliśmy opuścić niespostrzeżenie budynek. Forgotten niesie wieść, że w piwnicach oprócz atrakcyjnych dwóch spań, kiedyś znaleziono zwłoki mężczyzny. Ciężko mi stwierdzić ile w tym prawdy, ale będąc tam i łącząc fakty, wcale w to nie wątpię.
Kolejnym naszym celem była willa, którą na Forgotten oznaczono Enigma. Jej nazwa nie ma nic wspólnego z niemiecką maszyną szyfrującą, ale z programem emitowanym przez wp.tv. W niej podobno straszy…. UUUUU…. Nie mieliśmy szczęścia być nawiedzeni przez ducha. Enigma straszyła jedynie swym stanem. Spalona, z meblami w częściach wraz z pustymi ścianami. Miejsce blisko centrum miasta straciło bardzo na uroku, przez darmową reklamę w programie Enigma, okolicznych pijaczków i ćpunów. Słyszałem też historię o tym, że pewnego razu przyszło tu kilka ćpunów, by grzać. Wszystko było w porządku, jednak zaczęło ich straszyć. Z czworga osób został tylko jeden. Zapytany o to, czy coś słyszał, obojętnie odpowiedział, że jemu to wszystko jedno, czy straszy czy nie, jak jest na haju, to nie potrafiłby rozróżnić paranormalnego zjawiska od halucynacji wywołanej narkotykiem. Czy więc jest sens bać się duchów, skoro straszą z całych sił, prężą się jak mogą, a w rzeczywistości nic nie mogą zrobić?
Mieliśmy jeszcze zwiedzić baseny legii SKRY, ale jakoś nie trafiliśmy do nich. Cóż, następnym razem. Ale za to zwiedziliśmy baseny gwardii. Te słynne z 07 zgłoś się lub z Borewicza, jak kto woli. Choć najpierw zwiedziliśmy budynek, do którego udało się wejść, to na pierwszy rzut opiszę baseny. Wejście bezproblemowe, choć cieć łaził gdzieś w oddali. Nie wiem, czy pilnował on basenów, czy budynku obok. Z drugiej strony znów ludzie z jakiejś hali patrzyli się na nas jak na idiotów, że łazimy w takim miejscu. No cóż jacy ludzie, takie hobby. Baseny puste, zarośnięte. Nie udało nam się wejść na skocznię. Dookoła dużo zarośli, nawet kujące krzaczory rosną na trybunach. Pod trybunami penetrowaliśmy jeden budynek. Wejście do niego dzieliła niebiesko biała taśma z napisem „POLICJA”. Ciekawie? Nie szczególnie, chociaż kto co woli. Wyposażenie jednego z pomieszczeń to trochę gratów ślusarskich. Dało się też wyczuć, że osoba zajmująca się tym miejscem była zanurzona w sporcie po uszy. Okno miało zasłonę z flagi Polskiego Związku Motorowego, gdzieś w kącie poniewierał się szalik reprezentacji narodowej.
Nasza wyprawa dobiegła końca. Nie udało się zwiedzić basenów SKRY, a szkoda, jednak mam od nich kilkadziesiąt metrów od uczelni, więc zawitam tam niebawem. Dziękuję Młodemu i Justynce za organizację i za zdjęcia z prywatnej galerii, dzięki nim powstała ta relacja.
© 2011 by GPIUTMD