Eksploracja bardzo spontaniczna. Wystarczyła tylko propozycja, że wybieramy się gdzieś na opuszczone i zrealizowaliśmy to pomyślnie. Młody po mało udanej nocy kamieniczników był z deczka zniesmaczony i sceptycznie podchodził do dzisiejszej eksploracji.
Na początek zaplanowaliśmy odwiedzić jedną kamienicę przy ul. Wroniej. Zaszliśmy ją od tyłu i spostrzegliśmy, że jest w niej wybita szyba. Dzięki temu można było przedostać się na klatkę. Pozostawała jedynie obawa, bo zeszłej nocy kamienica wydawała się ekipie całkowicie opuszczona. Patrząc na nią z drogi, w oknach można było zobaczyć firanki i gdzieniegdzie przy balkonach antenę satelitarną. Krzątając się na tyłach budynku znaleźliśmy niedopity, luksusowy drink denaturowy z muszelkami w środku. Być może należał on do pana, który mieszkał w komórce obok śmietnika.
Pod nieco dłuższej obserwacji i naradzie, padła propozycja, by sprawdzić, czy będzie najprostsze z możliwych wejście do kamienicy. Tak jak było w przypadku “Groty”. Tym razem było identycznie, drzwi frontowe od strony ulicy były otwarte. Bardzo nam to pomogło i dało zarazem dużo do myślenia, bo skoro kamienica stała dla nas otworem, to dla innych też. Weszliśmy do środka, by nie stać na mrozie. Wkrótce dołączył do nas jeszcze jeden kolega. Zapuściliśmy się w głąb kamienicy mijając skrzynkę na listy przemienioną w śmietnik. Pierwszy korytarz był w surowym stanie, jakby oczekiwał na remont. Weszliśmy piętro wyżej i zauważyliśmy drzwi, które stały przed nami otwarte. W głębi pokoju widać było prowizoryczne łóżka, podobnie było, gdy wchodziliśmy jeszcze wyżej i wyżej.
To znak, że dzicy lokatorzy pomieszkiwują tu. Część mieszkań posiadała zamurowane drzwi. Trochę dziwnie było nam tu zwiedzać. W późniejszych rozmowach z lokalnym, dowiedzieliśmy się, że jeszcze niektórzy tu mieszkają, więc dobrze, że śmiałym krokiem nie zapuszczaliśmy się dalej.
Wyszliśmy i udaliśmy się do kamienicy, która była niedaleko od tej. By wejść do kolejnej, należało się wykazać sprytem. Pozornie wydawała się być niedostępna. Nie mieliśmy nadziei, że wejdziemy do środka, ale z wielkim oporem udało się. By dostać się do środka prowadziła tu jedynie jedna droga i to wysoka. Gdy po jakimś czasie udało nam się wejść, rozgościliśmy się w pomieszczeniu, do którego ktoś naniósł pełno gałęzi.
Znaleźliśmy w nim też pozostałości po radzieckim lub być może nawet post-radzickim Meridanie 238.
W jednym z rogów ścian wisiał zdrajca już wtedy powieszony, gdy nawet jeszcze nie był premierem.
Przechodzimy na klatkę schodową, zatrzymując się jedynie w zaśmieconej łazience.
Na podłodze klatki natknęliśmy się na oberwany żyrandol i puste walizki.
Dyndał też tu ciekawy czerwony światłodawca.
Zmierzamy ku górze po schodach, penetrując pomieszczenia, ale są one puste. Wyglądamy przez okienko na klatce i oczom uwierzyć nie mogę, ile eksploracji nas jeszcze czeka, mam tylko nadzieję, że przez strych uda się przejść do bocznego segmentu, a stamtąd na podwórko.
Na strychu spotykamy telewizor GRANIT i oczywiście przejście na drugą klatkę schodową, zacierając ręce.
Obraliśmy taki system zwiedzania, że będziemy chodzić po dwóch, penetrując raz lewą, raz prawą stronę i na zmianę, potem piętro w dół i od nowa. Natknęliśmy się wreszcie na jeden pokój, którego klimat był jedyny w swoim rodzaju. Był nienaruszony pod takim względem, że meble stały sobie w porządku, ale czas sprawił, że z sufitu obsypał się gruz i zasypał to wszystko. Ciężko to opisać i oddać tego wrażenie, ale byliśmy wprost zachwyceni tym widokiem. Gruz jest teraz na topie, więc głupio mi było nie nawiązać, że mogło to być mieszkanie Cyganów. Zrobiliśmy tu sobie małą sesyjkę i niestety, bądź stety uderzyliśmy dalej.
Napotkaliśmy kolejny telewizor Unitry, Lazuryt 208.
Dalsze mieszkania, przy tym klimatycznym pokoju, były śmietnikami, ale nam eksploratorom sprawia wiele radości łażenie po tego typu lokacjach. Z R. byłem ostatnio w jednym z opuszczonych domków w mojej okolicy i napotkaliśmy na tabliczkę z lodami Algidy, dziś bardzo zabytkową. Tu napotkaliśmy na trzy tabliczki, stare, ale nie takie jak tamta.
W jednej z komnat znaleźliśmy trochę kaset VHS i magnetofonowych.
Czas na Relklamę Digart.
W latach 90-tych modne było wieszanie plakatów na ścianach, dziś to może banalne, ale kamienica była wyklejona nimi i to bardzo.
Znaleźliśmy też kupon totka za 2,40zł z 2002 r. i zdjęcie grupowe dzieciaków z Warszawy.
W innym znowu pokoju napotkaliśmy na baterię Justa i dawną reklamę piwa Królewskiego, które afiszowało się hasłem: “Królewskie rządzi”.
Przyszła pora, by wejść na podwórko. Dawno tu nikogo nie było, ale znaleźliśmy kolejnego drinka, tym razem chłodzonego.
Weszliśmy przez piwnicę, w której były klimatyczne, puste słoiki.
Kolejna porcja plakatów i pytanie, jak można na ścianę przywiesić okładkę babskiego czasopisemka?
Jedno z mieszkań, które znaleźliśmy w kolejnej części kamienicy należało do jakiegoś zboczeńca. Ściany we wszystkich pokojach, korytarzu i całej łazience były pooklejane obrazkami z pism pornograficznych. Po części miało to swój urok minionego dziesięciolecia.
Udało też się napotkać stolik, przy jakim mój ociec robił kiedyś buty.
W jednej z szafek napotkaliśmy przybory do mycia i wanienkę do mycia dzieci.
To chyba wtedy rozpoczęły się pomiędzy nami rozmowy na temat F-13 i F-15 o tym, który styl kamienic jest ciekawszy. W tamtych kamienice są pięknie zdobione, ale pozbawione mebli, sprzętu itp. Tu jest sprzętu niewiele, ale za to dużo gratów. Do Foksal jeszcze dochodzi klimat owiany z przebywającymi tam narkomanami... Zdecydowanie Foksal wygrywa z tą kamienicą, ale tu też nie jest źle.
Wchodzimy na strych i tam nie na przejścia do jeszcze jednej, sąsiadującej kamienicy. Schodzimy więc na dół i udajemy się do ostatniego na tym podwórku segmentu, w większości doskonale zachowanego. Dużo rupieci, mebli ale pozostawionych w nieładzie.
W jednym z pomieszczeń do żyrandola były przywieszone pyty CD.
Kolejne klimatyczne pomieszczenie czekało na nas w miejscu, gdzie znaleźliśmy trzy pary okularów.
Dopiero ciary przeszły nam po plecach, gdy otworzyliśmy szafę, a w niej znaleźliśmy mały komunijny garnitur z butonierką.
I to by było na tyle ze zwiedzania. Przez jedno z okienek dałoby radę przejść do jeszcze jednego opuszczonego podwórza, ale odpuściliśmy sobie. Pozostała droga powrotu przez strych. Chcieliśmy sobie uprościć drogę i wejść po drabinie na klatkę, którą wchodziliśmy na samym początku. Ale zdecydowaliśmy, że weźmiemy znalezioną drabinę i przytargamy ją po schodach na strych i zejdziemy z nią, aby ta pomogła nam wydostać się w prostszy sposób z kamienicy.
Gdy wychodziliśmy przez płot jakiś przechodzeń spojrzał na nas i powiedział: “Spokojnie Giganci, nic nie widzimy”. Ale gdy wyszliśmy, stanął i wrócił się do nas: “A są tam jakieś rurki aluminiowe?”. Odpowiedzieliśmy, że my nie na grabież, ale w innym celu i nawiązaliśmy z nim dialog. Gość zaciekawiony zaczął rozmawiać i co najciekawsze powiedział nam o kamienicy, do której wbijaliśmy na początku. Polecił siebie jako przewodnika w kamienicach, które planowaliśmy zwiedzić, w zamian oferując mu flaszeczkę, ale jemu na flaszce nie zleżało i obiecał, że zrobi to dla nas by pogadać i spędzić ciekawie czas. Zwijaliśmy się na kwadrat. Auto miałem zaparkowane na Rakowickiej. R. nas tam podwiózł.
Powiedziałem chłopakom, że obok mojej szkoły jest nieduży domek, nadający się na eksplorację. Gdy przyjechaliśmy zdziwiły nas ślady wydeptane na śniegu. Nieduży domek z ładnymi balkonami. Na jeden z balkonów, dało radę wejść po ławce, ale zauważyliśmy że ktoś w znajduje się w środku. Zawołaliśmy, by przyszedł do nas. Okazało się, że był to bezdomny. Tomek z Młodym weszli do środka i nowo poznany kolega oprowadził ich po nim, sam odwiedzając go po raz pierwszy. Mimo iż w środku nie byłem, zaoferowałem by kupić trochę jedzenia temu człowiekowi, widać, że nie pijak, a los jest okrutny i akurat trafiło na niego. Zadowolony pożegnał się z nami, a my skończyliśmy zwiedzać. (Zdjęcia z tego domu być może niedługo zostaną dodane.)
Standardowo na koniec moje zdjęcia w jedenej galerii, druga galeria pod moją Młodego z K.G.B. a ta jeszcze niżej kolegi R.:
Zdjęcia Młodego z K.G.B.
Zdjęcia R.
© 2011 by GPIUTMD