Opuszczone budynki, imprezy, gry i wiele innych...
  • Relacja z I wypadu do Czarnobyla
  • Relacja z II wypadu do Czarnobyla.
jtemplate.ru - free Joomla templates

Recenzja Heroes VI


Mała zagadka na początek. Co to jest: okrągłe, na dole aparat, u góry dżojstik, z którego bije przepiękny blask? Dla podpowiedzi dodam, że trochę powyżej środka znajduje się napis „pawelet” drukowanymi, dużymi literami . Zgadliście już? Jeśli tak, to świetnie. Jeśli nie, to nie będę was trzymał w niepewności. To moje skromne logo.

Popatrz na nie jeszcze przez chwilkę i dostrzeż jeszcze raz ten smukły dżojstik, symbol dzierżenia władzy w wirtualnych przestrzeniach kosmosu, w odległych królestwach leżących na skrajach dysku twardego dokładniej na dalekim południu od kości pamięci RAM. I choć tego typu insygnia władzy zniknęły wraz z mikro komputerami, to do dziś daje się słyszeć legendy o wspaniałych godzinach spędzonych przed tajemniczym portalem otwierającym wrota do świata gier, który wciągał rycerzy na wiele godzi

Klasycznie, lirycznie…

Przejdźmy jednak to wstępu, meritum tekstu, recenzji gry Heroes VI. Nie sposób zacząć prezentacji gry od nieodniesienia się do korzeni klasyki. Konkretnie mowa tu o pierwszej, drugiej, trzeciej no i jeszcze powiedzmy piątej części gry. Zaraz, zaraz… (taka duża bakteria) potrafisz czytać ze zrozumieniem, a przy tym używasz inteligencji? Spostrzegłeś, że nie wspomniałem o IV-ce? Dla mnie ona nie istnieje. Należy jej się nagrodowy filmowy odpowiednik w postaci Złotej Maliny. Czwarta część przerażała nie wliczając grafiki, wszystkim: fatalną rozgrywką…. Zapomnijmy o tej części. Wspomnijmy o pierwszej i drugiej odsłonie serii. Wstyd mi się przyznać, ale w owe nie grałem. Zdam się na słowa kolegi, że są niczego sobie. Grafika może teraz przyprawia o mdłości, ale aż miło popatrzeć na szaleńcze  liczby podczas walki. Wisienką na torcie jest część trzecia, z oficjalnymi dodatkami i tymi nieoficjalnymi też. Pamiętam czasy, gdy kolory obudów komputerowych u nas na wsi były w kolorze kości słoniowej. Piękne czasy. Kolega zachwalał ,,hirołsy’’ trójkę. Po lekcjach idę do niego zobaczyć, co to za gra. Jacyś rycerze, jakieś zamki jakaś koń. „Nie, nie podoba mi się, włączaj GTA (I)”. Trochę czasu minęło od tamtej pory, nastała zima 2006 A.D. brat zainstalował sobie u nas w domu trójkę. Co chwila zaglądałem przez ramię, żeby zobaczyć  o co w tym chodzi. Potem zasiadłem sam za klawiaturą i z benedyktyńską pokorą wkuwałem „pacierze” z księgi zaklęć. Gdy przeszedłem grę, za oknem ujrzałem kwitnącą wiśnię, a to znak, że coś się dzieje. To znak, że nadeszła wiosna. Piątą część nadrobiłem chyba w II LO. Grafika przepiękna, muzyka cudowna, jednak coś nam zabrano. Brakowało jakiejś frakcji, a o większych drobiazgach to już nie wspomnę. Pojawiła się na to miejsce rewelacyjna fabuła, przeplatana animowanymi przerywnikami, którą przyszło mi śledzić jeszcze w dwóch oficjalnych dodatkach.

Drżyjcie, nadchodzi część szósta…

Czasy dzisiejsze: zima. Na Steamie pojawia się oferta kupna Heroes VI za 50 euro. Porąbało ich, czy co? Pudełkowa wersja w Empiku 129zł. Steam jest zagraniczną platformą, zachodni przyjaciele, mają większa portfele. Tydzień przed świętami do sklepu w rodzinnym miasteczku, na sklepowej ladzie dostrzegłem gierkę. Cena 80zł. CD-action za wysokiej oceny nie dało, nie wiem czy brać. W końcu przeliczyłem wydatki na świąteczne zakupy. Wróciłem do sklepu i kupiłem grę. Przed świętami jeszcze wieczorami grałem w Fallouta 2, więc do zakupionego tytułu sięgnąłem po świętach. Rewelacja, dysk w DVD-rom i instalujemy. Przypomniałem sobie, że wracając z Czarnobyla, w Krakowie w sieci sklepów od nazwy planety miałem w rękach pudełko z jakimś dodatkiem, który można było kupić jeszcze przed premierą gry. Szczerze, to gry typu Heroes są wymarzonym produktem zaraz po Simsach, na rozmaite dodatki. Instalacja dobiegła do końca. Już odpalę, już zagram… , ale jeszcze rejestracja w Ubisofcie. Co mi ona daje? Jestem na poziomie ciągłego odkrywania. Po zalogowaniu pobiera się aktualizacja i oficjalna tablica Twittera z nowinkami z gry. Następnie ukazuje się świetnie wykonana pokazówka filmowa, która zarzuca zarys na fabułę. Menu wygląda jasno i przejrzyście. Francja, elegancja. Jednym przyciskiem możemy pozbyć się wszystkich zdobionych opcji i rozkoszować swe oczy wspaniałym widokiem rycerza. Klikamy jeszcze raz na mały przycisk i wszystkie opcje powracają. Wspomniałem wcześniej o rejestracji w Ubisofcie. Jest ona niezbędna, by zapisywać nasz postęp gry w wirtualnej chmurze. Już nigdy nie będziemy płakać, że musimy rozpoczynać rozgrywkę od nowa, gdy za kilka lat postanowimy odświeżyć ten tytuł. (Haha… limit przechowywania saveów w chmurze jest śmieszny dop. po skończeniu recenzji) Płacz, lament i zgrzytanie zębów jednak spotkało graczy w pierwszy dzień nowego roku. Po sylwestrowej nocy skacowany zadałem sobie pytanie. Wstać, dosiodłać klawiaturę i wyruszyć w chwale światła Elrata? Tak, zerwałem się, kliknąłem dwa razy w ikonę na pulpicie z grą, wyświetla się sprawdzanie aktualizacji, OK. Brakuje mi synchronizacji, która wcześniej zawsze była. Na przepięknym menu pojawia się szpetny napis informujący o tym, że nie jestem połączony z CONFLUX, by móc pobrać swoje zapisane gry z serwera. ODDAJCIE MOJE SEJWY!!! Pierwszy raz mnie to spotkało. Człowiek pracuje jak wół w dni powszednie. Mierzy swój czas jak Pan Bóg przykazał. Siódmego dnia, wolnego dnia, który przypadł wraz z pierwszym rokiem, nie można kontynuować swojej rozgrywki i się odprężyć, bo serwery są przeciążone. Postanowiłem poszukać odpowiedzi. Na forum gram.pl zawrzało od złości w stronę Ubisoftu. Zacznijmy grę od kampanii. Przed nami wprowadzenie do rodzinnego konfliktu.

Fabuła

Nasz główny bohater frakcji ludzkiej, sprzymierza się z orkami. Jego rodzinie nie bardzo podoba się to przymierze, ale po zebraniu armii Sławoj udowadnia, swoje racje. Druga misja nie odbiega dużo od pierwszej. Co dziwne, nie można dalej kontynuować kampanii wyznawcami Elrata. Poprzednie części nie dawały możliwości grania innymi frakcjami, jeśli nie ukończyliśmy poprzednich. (Jednak to tak nie działa. Pierwsza kampania miała tylko dwie misje, każda inna po pięć dop. po skończeniu gry) Przyszedł czas na najbardziej łatwą w rozgrywce frakcję, nekromantów. Głównym, kolejnym bohaterem jest tu Anastazja, córka Sławoja. Opętana zabija swego ojca i nic z tego nie pamięta. Wskrzeszona, cały czas telepocze się z zimna. Z wielkim uporem, jak Jarosław K. stara dowieść prawdy śmierci swego brata, znaczy się ojca. Bohaterka zapuszcza się w krainę swojego umysłu, by poznać sedno samej siebie. Jest zmuszona podjąć podczas rozgrywki wiele ważnych wyborów, reprezentując sobą dwie ścieżki: Łez i Krwi. Następni członkowie rodu również borykają się w kampanii ze swymi problemami. 

Rozgrywka i zabawa

Łzy i Krew to coś w rodzaju karmy. Gdy nasze uczynki lub wybory są ontologicznie dobre, to otrzymujemy premię do Łez, a w nagrodę mamy ochronę przed magią. Ścieżka Krwi, to ścieżka złych aktów, inwestując w tym kierunku swoje postępy, otrzymamy premię do ataków magicznych. W najnowszej części mamy mniejszą możliwość rozwoju swojego grodu. Możemy rozbudować mury obronne i budynki pozwalające rekrutować wybrane jednostki. Szkoda, że nie możemy cieszyć swych oczu tak wspaniałym obrazem wnętrza miasta. Heroes VI postawiło bardziej na symbolikę niż grafikę. By zrekrutować jednostkę nie musimy na mapce szukać koszar, by zwerbować nowego bohatera, nie jest konieczne szukanie tawerny. Wszystkie przyciski są pod obrazem miasta i w dodatku są tak uproszczone, że czasami wykonujemy czynności automatycznie. Fajną, albo i nie, jest opcja przekształcania miasta wroga na swoisty rodzaj. W rzeczywistości nikt nie potrafiłby zburzyć i wybudować miasta w jeden dzień, ale przecież jeśli gra nam sprawia z tego powodu jeszcze większą radość, to dlaczego pomysłowość twórców miałaby być ograniczona jedynie do korzeni klasyki. Zaszaleli i ocenię tę opcję później, bo na razie za krótko gram. (To jedyna przydatna rzecz w grze dodana przez twórców dop. po skończeniu gry) Wszyscy zapewne słyszeliśmy o światowym kryzysie. Do opisywanej przeze mnie grze, kryzys również zawitał. Zrezygnowano z takich środków płatniczych jak klejnoty, rtęć i siarka (a bez niej, jako surowca budulcowego nie wyobrażam sobie kampanii inferno). Co prawda akcja gry toczy się wcześniej niż akcja V, więc może jeszcze nie wynaleziono tego rodzaju materiału na handel wymienny? A skąd się biorą owe surowce? Z kopalni, oczywiście nie z tych ze Śląska. Kopalnie przyporządkowane są do okręgów, które podlegają zamkom i fortom. Nie musimy jak wcześniej zdobywać każdej z osobna, ale wystarczy zdobyć zamek, by wszystkie żyły surowców należały do nas. A szkoda, że nie możemy współgracza pokonać poprzez zabranie mu dostępu do wszystkich kopalń, przez co nie może się rozwijać. Nasze doświadczenie podczas rundy można zdobywać poprzez walkę z przeciwnikiem, wykonywanie misji pobocznych, odwiedzanie „kamieni doświadczenia” i jeśli natrafimy na skarb, zamiast niego mamy opcję złoto, które można zamienić na punkty doświadczenia. Uciążliwe nadal jest to, że na daną misję mamy limit swojego poziomu. To nic,  jeśli w skarbcu mamy majętność, za którą moglibyśmy kupić wszystkie ziemie z danej mapki, jeśli osiągniemy maksymalny poziom, a znajdziemy wspomnianą wcześniej skrzynie musimy zadowolić się nic nie wartym, świecącym metalem.

Artefakty, tanio sprzedam…

Nie wspomniałem jeszcze nic o artefaktach. Znajdziemy ich bardzo dużo podczas gry. Czy niosą one jakieś ułatwienia, dzięki którym ułatwimy sobie rozgrywkę, bądź zdobędziemy rewelacyjną premię do ataku? W swoim arsenale znajdujemy broń rodową. Ma ona dla nas największą wartość, sentymentalną. Znajdziemy też zwykłe artefakty, które dodadzą nam +5 do siły, +5 do mocy magicznej i – 5 do głupoty przeciwnika. Natrafić też można na komplety artefaktów, których premie sumują się, gdy mamy ich przynajmniej dwie sztuki. Ciekawiło mnie bardzo co się stanie, gdy obwieszony artefaktami zaatakuję wroga, a potem wczytam wcześniejszy zapis gry, zdejmę artefakty i ponownie zaatakuję wroga. Będę musiał, to sprawdzić.

Dzień drugi pisania recenzji

 Kliknąłem w klepsydrę i minęła doba w wirtualnym świecie ,,hirołsów’’, w realnym świecie musiałem czekać, aż minie noc.  Po jednym dniu test wyszedł pozytywnie. Zdjąłem wszystkie artefakty i moja postać w walce straciła znaczną część wojska. Po najechaniu kursorem na wroga, zamiast jednej szabelki, zastałem trzy owe szabelki, oznajmiające, że potyczka będzie wyrównana, bez znacznej przewagi dla mnie. Jako że to większość rzeczy, które przetestowałem w trybie kampanii single player, będę zamykał swój tekst. Nie do końca przetestowałem też tryb swobodnej rozgrywki i jeszcze nie tknąłem trybu multiplayer . Na wszystko przyjdzie czas. (MP kicha dop. po przejściu gry) Za 80 złotych dostajemy od Ubisoftu paczkę, która wciągnie nas na długie godziny podczas (spójrzmy w kalendarz) zimowych… (spójrzmy za okno) jesiennych wieczorów. (Spujrzmy jeszcze raz w kalendarz i za okno, formalnie i naturalnie jest zima, ale pisząc ten tekst była zima, ale za oknem jesień dop. w dniu zamieszczania recenzji) Liczę po cichu, że powtórzy się ten sam efekt grania, jak to było podczas grania w trzecią część. Za oknem zakwitną drzewa wiśniowe, na stadionie zaczną się rozgrywki Mistrzostw Europy w piłce nożnej, a je skończę grać w ,,hirołsy’’ zaoszczędzając trochę pieniędzy, bo im dłuższy czas spędza się przed danym tytułem, tym rzadziej gry się kupuje. Jednak czasem kuszące promocje na Steamie potrafią zachęcić do nieplanowanego wydatku, by zarobić zakupy na zapas. Ale według starego, sprawdzonego przysłowia: „Im wino starsze, tym lepsze”. To samo dotyczy gier komputerowych. Nie wszystko złoto, co Cry Engine 2 silnikiem świeci. W tym wszystkim pominąłem walkę na polu bitwy. Powiem, że jak zawsze świetna, ale po krótkim czasie nudzi. Dlatego jeśli znudzi Ci się ciągłe tłuczenie  najdrobniejszych przeciwników, możesz włączyć opcję szybkiej walki, a gdybyś był niezadowolony z efektu, rozgrywkę możesz powtórzyć ponownie, angażując się w nią. Od strony technicznej gra stoi bardzo porządnie. Nie zacina się, nie zawiesza. Czasem po wczytaniu zapisu gry, nie zdążą się jeszcze wczytać tekstury, ale grać można. Tekstury pojawiają się po kilku sekundach. Oprawa muzyczna niezła, ale znam ją skądś. Z wcześniejszej części.

Podsumowanie i ocena

Wypróbuję teraz system oceniania, analizując cały swój tekst od początku, wychodząc od średniej 5:

5 + 0.5 kontynuacja klasyki =

5.5 + 0.25 przeciętna cena podczas premiery gry, rozsądna cena krótki czas po premierze (w okresie przedświątecznym 80zł, nie biorę pod uwagę Steama)=

5.75 +  0.5 masa dodatków, jak zawsze do hirołsów =

6.25 + 0.1 przepiękne menu =

6.35 – 0.5 konieczno (Nie wiem co miąłem na uwadze pisząc ten tekst, ale znam to za istotne.)

5.85 – 0.75 brak zapisu gru na dysku twardym, problemy z CONFLUXem niepozwalającym kontynuować rozgrywki =

5.10 – 0.1 mało wartki początek fabuły, ale się rozkręca=

5.20 + 0.5 rozgrywka nadal cieszy=

5.70 – 0.75 mało malownicze, uproszczone zamki i mało potrzebne forty=

4.95 + 0.5 wybór ścieżki Łez i Krwi=

5.45 – 0.25 a gdzie siarka i klejnoty=

5.20 – 0.2 uproszenia w zdobywaniu kopalń=

5.00 + 0.5 natychmiastowa, mało realna, kosztowna przemiana zamku na rodzaj swojej frakcji, ale fajnie się sprawdza podczas grania=

5.50 + 0.5 możliwość rozwoju umiejętności bohatera w dowolnej chwili=

6.00 + 0.75 sztandary, kapliczki pozwalające zdobyć przewagę w bitwie. Kamienie, skrzynie pozwalające zdobyć doświadczenie=

6.75 – 0.2 limit maksymalnego poziomu w rundzie=

6.55 + 0.5 artefakty mają duże znaczenie=

7.05 +0.5 Świetnie się sprawdza opcja szybkiej walki=

7.55 + 0 oprawa muzyczna (przeleżała, mało nowości, nie zmienia się od rodzaju lokacji)=

7.55 – 1 Banalne, mało zapadające w pamięć zakończenie

=6.55 cena końcowa równająca się sześć i pół. Może za mało? Może za dużo? Szóstce niestety wiele brakuje do ideału i trzeciej części, która jest okrzykniętą przez wszystkich najlepszą i niezwyciężoną częścią. Producenci gier niestety nie idą  w kierunku, by zagrało w nie jak najwięcej osób, zatracając swój klimat zamkniętego kręgu fanów danej serii , czy gatunku. Wielkie uroszczenia zniesmaczyły weteranów, a przyciągnęły niewtajemniczonych. Ja zaliczam się do osób, które skosztowały klasyki, tęskno za starymi dobrymi czasami, bez Internetu i z zapiskami na twardym dysku.

Recenzję napisałem jakoś w okolicach nowego roku. Od tego czasu minął miesiąc i jestem zawiedziony. Nie zastałem wiosny z uśmiechem na ustach, za oknem zima z oczopląsami przed monitorem. Załamuję ręce. Szczerze, to szkoda czasu na tą produkcję. Jest nużąca po jakimś czasie grania. Przejście misji zajmuje nawet 6 godzin, więc to naprawdę pochłaniacz czasu. Tym bardziej, że nie potrafiłbym teraz streścić poprawnie fabuły. Przetestowałem też tryb multi. Dwa razy udało mi się przegrać. Wyjadacze rządzą. Czasem mijają wieki, nim przeciwnik zastanowi się na swój ruch w walce. Jest mało osób, chcących wspólnie zagrać. Jeszcze raz tylko ponarzekam na debilne, tandetne zabezpieczenia, które utrudniają tylko życie graczom, którzy płacą i chcą wymagać… Czasami w weekendy nie można się dostać do swoich sejfów, bo zbyt duża ilość graczy, ciupie w jednym momencie. Nie polecam tego tytułu. Przykro mi, nie będzie screenów i gameplaya. Stwierdziłem, że gra jest na tyle monotonna, że nie ma czego przedstawiać.

Panel boczny

Promowani

 

 

 

EXPLORATION RUINS

 

Facebook


Kontakt: pawelet@wp.pl